Pieprzycie wszyscy bez pojęcia.
Przecież wystarczy zasilać laptopa z tej samej baterii z któej leci wam rozrusznik serca.
Wtedy jak napastnik pociągnie za laptopa to automatycznie odpina się on od rozrusznika i wyłącza.
Proste i banalne.
Kolejna opcja to wyjąć wszystkie śrubki z laptopa, i trzymać go w papierowej teczce żeby się nie rozpadł, i ostrożnie wyjmować. Wtedy jak ktoś złapie za laptopa to się po prostu rozleci gubiąc kawałki.
Kolejna rzecz to zapięcie porządnego ładunku CO2 z kertridżem z bitą śmietaną wewnątrz lapka, i dead man switcha w postaci, nie wiem, kolczyka w pępku (chociaż kolczyk w napletku z magnesem to by było coś, zajebista zabawka dla technofila. Bierz mnie mikrofalo!). Wtedy laptop zaczyna się pienić, a wasze wszystkie silkroady są bezpieczne przed gwałtownym długim okiem sprawiedliwości.
No i ostatnie, najlepsze: kupić starego trupa laptopa, pomalować srebrnym sprejem, i nakleić mu wydrukowany screen na którym wyraźnie widać że operujecie na jakichś tajnych danych. Wtedy napastnik wyrywa wam go i ucieka, żeby dopiero później się zorientować że to była zasadzka! A Wy w tym czasie robicie purge swoich szyfrowanych kontenerów na ofszorze z ukrytego w kanałach miejskich terminala, który ma kolejowe połączenie z portem w gdyni.
Proste.