Nie wiem co rozumiesz przez koniec świata, ale IMHO wyglądać to powinno tak:
Siedzi sobie gdzies w ukryciu (np. zakopany w podwórzu) serwer.
Podwórze to zły pomysł, jeśli ma być bezpiecznie. Proponowałbym raczej opuszczony teren, starą kopalnię (Góry Ural? ;D) czy coś w tym stylu jako lokację dla bunkru przeciwatomowego. I tam dopiero serwer. Zabezpieczy to przed wszelkimi atakami z powietrza, nie będzie przypadkowych "gości", turystów (jeszcze na koniec trochę poczekamy ;).
Jedyne, co do niego jest doprowadzone fizycznie to jakoś (jak?) dyskretnie zasilanie.
Mały reaktor jądrowy. Opcja chyba już nawet osiągalna, a jeśli nie, to w niedalekiej przyszłości.
Całość jest zabezpieczona przez wodą, zimnem, przegrzaniem i - opcjonalnie
- EMP.
Ochrona przed EMP dość ważna w moim przekonaniu (wszelkie wybuchy słoneczne itd.). Klatka Faradaya powinna wystarczyć.
Ze światem się łączy przez wifi jedynie.
Żadne WiFi. Najlepiej kilka różnych źródeł sieci. Proponuję światłowody jako główną metodę łączności ze światem i jakiś moduł zewnętrzny do komunikacji satelitarnej.
Natomiast jego kryptowość polega na tym, że normalnie, jak nie pracuje,
to siedzi cicho i jest nienamierzalny radiowo. Idea jest taka, że jak przyjdą źli ludzie, to go nie bedą w stanie znaleźć, o ile nie będzie akurat aktywny (kwestia aktywowania go, jak potrzebujemy jego usług, pozostaje otwarta).
Nie wiem co mają źli ludzie do końca świata. Myślisz, że ktoś będzie miał w interesie zniszczenie świata? Albo, że będzie przejmował się jednym serwerem. Łatwiej pozbyć się człowieka mającego do niego dostęp. Chociaż nie wiem jakie planujesz zastosowanie dla takiej maszyny.
Czy ktoś coś podobnego widziała/słyszał/wymyslił?
Ja nie słyszałem, ale pewnie w internecie by się coś znalazło.
Inna sprawa, że lepiej do tego nadałaby się sieć serwerów lustrzanych. Najlepiej na różnych częściach Ziemi. Wyeliminuje to zagrożenie od strony czynników naturalnych.
-- Tracerneo