W dniu 23 lutego 2015 23:53 użytkownik Dominik Tabisz d.tabisz@gmail.com napisał:
Jak burmistrzowi ze dwa razy ktoś w korytarzu przyłoży w głowę to pierwszy te kamery sam przykręci.
Problemem nie jest monitoring tylko nierówny dostęp do nagrań.
No właśnie nie. Dzisiaj są takie możliwości techniczne, że każdy może sobie nagrywać. Telefonem, kamerką w samochodzie, wystawić sobie na parapecie kamerkę za <100 PLN i nagrywać co się dzieje za oknem. Itd.
Pytanie, co uzyskujemy w ten sposób. I czy będzie nam się żyło szczęśliwie. Na szczęście więcej i więcej ludzi przekonuje się o tym, że kamery dają bardzo złudne poczucie bezpieczeństwa. Niestety najczęściej przekonują się w taki sposób, że coś złego dzieje się im, albo w ich okolicy. I okazuje się, że mimo kamer są bezsilni. I nie mówię tylko o sytuacjach "podejrzanych", gdzie można by było przypuszczać, że ktoś celowo coś skasował / wyłączył.
Przykład z mojego podwórka -- od kilku miesięcy na "starym" Muranowie hurtowo obrabiane są mieszkania. W niektórych blokach po kilka. A kamery są na każdym rogu. Oczywiście, w pierwszym momencie może się pojawić pomysł: "we need moar!!!!". Pytanie, czy to naprawdę pomoże schwytać złodziei? Czy jedynym efektem będzie to, że nie będzie absolutnie gdzie się schować, żeby się po dupie podrapać jak zaswędzi?
Moim zdaniem, jeśli burmistrz zdejmuje kamery w ratuszu, przyznaje, że monitoring jest po prostu inwigilacją. I że skutki ujemne przewyższają potencjalne plusy. Naturalną konsekwencją powinno być zlikwidowanie monitoringu w całej dzielnicy. No bo dlaczego nagrywanie pana burmistrza jest niedobre, a nagrywanie obywateli na ulicy już jest OK?