W dniu 24 lutego 2015 21:53 użytkownik Dominik Tabisz d.tabisz@gmail.com napisał:
Rysiek dobrze prawi rozdzielając monitoring urzędnika i obywatela. W tym jak najbardziej bym się zgodził.
I zwłaszcza urzędnika bym inwigilował, nawet elektroniczną obrożą w razie potrzeby ;)
Śmiem twierdzić, że spowodowałoby, że do tzw. „polityki” (w tym do pracy w urzędach) to już pchałyby się wyłącznie najgorsze szumowiny. Nie wiem jaki normalny człowiek zdecydowałby się pójść do pracy, w której jest się permanentnie inwigilowanym -- także poza godzinami pracy.
Ale teraz chcę by wynik takiej inwigilacji urzędnika był dostępny nie tylko dla "nad-urzędnika" ale i dla "pod-urzędnika". Wręcz wony dostęp dla każdego zainteresowanego. Zgoda powstaje tu strefa dyskusyjna na ile publiczna ma być przykładowo sprawa zasiłku z mopsu dla samotnej matki w bloku obok ale to nieco inny wątek od generalnej zasady patrzenia urzędnikowi na ręce.
To jest iluzja. Coś o czym kilka maili niżej pisze rysio. My jako obywatele cedujemy obowiązki nadzorowania i kontrolowania pracy urzędników odpowiednim instytucjom (NIK itd.). I rozliczamy ich potem na wyborach. Stworzenie technologii permanentnej ich inwigilacji niczego nie załatwi.
Tzw. „zwykli obywatele” i tak nie będą oglądać ani słuchać długich godzin nagrań z życia pana burmistrza lub kierownika wydziału sportu i kultury. Jedyne co w ten sposób uzyskasz to: - totalne upodlenie tych ludzi, - świetna broń w rękach „nieprzychylnych” (opozycja, media, biznesmen, który na urzędnika jest zły, bo mu czegoś „nie załatwił”, itd.) -- coś tam się z nagrania wytnie, cośtam się samemu zasugeruje, i oskarżenie o „podejrzane kontakty” gotowe.
Myślę, że istota sporu o monitoring obywatela nie ujmuje jednego szczegółu: Inwigilacja była, jest i będzie. Padł trafny komentarz, że to nie będzie jeden mocher tylko grupka mocherów - tak to mniej więcej działa. Dodawanie jednego szczebla trudności typu "łazić za kimś tak, automatycznie filmować nie" to żadna przeszkoda dla "złych ludzi". Carska bezpieka miała swoich szpicli osobowych, dziś zastępuje to podsłuch ot inne narzędzie.
Nie. Inwigilacja cyfrowa daje o kilka rzędów większe możliwości niż białkowa. Nawet w NRD Stasi nie była w stanie śledzić *wszystkich* obywateli. A dziś wiemy, że pewne sfery naszego życia (aktywność w sieci, lokalizacja, jeśli używasz komórki) tak właśnie są śledzone. Z automatu. Jedyna inwestycja to twarde dyski.
Jeden prosty przykład. Dziś, jeśli chcesz wiedzieć, gdzie jest dowolny obywatel RP, wystarczy sprawdzić u dostawców GSM. Czyli raptem ze 4 firmy. Ilu ludzi potrzebowałbyś, żeby to samo zrobić 50 lat temu?
Dla mnie generalnym problemem jest to, iż wszelkie próby ograniczania monitoringu tylko pogłębiają dysproporcje siły. Specsłużbom i tak będzie wolno. Chcę by szary obywatel miał takie same możliwości prawne i techniczne (stąd pomysł - jest kamera to wynik jest publicznie dostępny). efektem ubocznym mojego pomysłu jest oczywiście ograniczenie pewnych praw do wizerunku czy własności intelektualnej ale to jest tylko pozytywny efekt uboczny.
Ograniczenie praw do wizerunku jest *pozytywnym* efektem ubocznym?
Nawet tu widzę głosy nie dostrzegające pozorów wolności w prywatności. To nie chodzi o to, czy się drapiesz po zadku / liżesz z dziewczyną tylko o to, czy *wolno* Ci to robić, i czy masz *prawo do nie przeszkadzania Ci przy tej czynności*.
Oczywiście. Ale ja uważam, że *prawo* do *NIE* bycia permanentnie inwigilowanym (z dodatkowym udostępnianiem tych informacji każdemu, kto sobie o tym zamarzy) jest prawem nawet dużo ważniejszym niż prawo do drapania się po zadku.
Poza tym, drapanie się po zadku nie jest nielegalne. Nie na tym polega problem. Sądziłem, że do tego argumentu nie będziemy już musieli wracać :) Robienie kupy do sedesu w toalecie publicznej jest jak najbardziej legalne. Może zamontujmy w kabinach kamery, co?
Póki bawisz się w prywatność w miejscach publicznych możesz nie dostrzec, że tu ważniejsza jest dyskusja o Twoim prawie do drapania/lizania niż kwestia tego, czy ktoś to zobaczy. Ot łatwo pomyśleć "nikt nie widzi, to jest dobrze" potem okazuje się, że ktoś widzi i jest wielki problem szpiegowania.
I rozwiązaniem tego problemu ma być zamontowanie jeszcze większej liczby kamer i danie do nich dostępu absolutnie wszystkim?
Sam blokuje kamerki, keyloggery, statystyki w *moim* sprzęcie. A to dlatego, że sprzęt jest *mój*.
Moje prawo do poszanowania prywatności jest również *moje*.
Rysiu naciska na bezużyteczność monitoringu - myślę, że monitoring z nierównym prawem dostępu nie służy nikomu. A gdyby zrównać łatwość dostępu?
Na to Ryszard odpowiedział. Całkowicie się z nim zgadzam.
Spójrz - widzisz, że w markecie jest Twoja unielubiona znajoma to idziesz na bazar by jej nie spotkać. Teraz możliwość uniknięcia masz tylko, jak ją zobaczysz i poznasz na tyle wcześnie, że skręcisz w boczną uliczke.
Jak wyżej. Ja wolę niechcący jednak spotkać nielubianą sąsiadkę, zamiast sytuacji w której różne osoby / instytucje (przykłady: przyszły potencjalny pracodawca, firma ubezpieczeniowa, bank, w którym chcę wziąć kredyt) mają nieograniczony dostęp do wszelkich informacji o mnie.