bardzo ciekawe są te pomysły dotyczące bezpieczeństwa - automatyczne ladowanie, no fly zone. Problem, który postawiłem, czyli identyfikacja fruwadełka znalazł tu dość ciekawą propozycje rozwiązania. Na diodę migającą i nadającą numer fruwadełka nie wpadł bym ale jakiś taki świetlny transponder to może być droga.
Powtórzę jednak swoje pytanie:
Jak to wygląda z perspektywy Kowalskiego, któremu helikopterek/dron zawisł naprzeciwko okna?
Lotnisko sobie może drony łapać, strzelać do nich - cokolwiek chce, bo i paragraf sobie znajdzie i poparcie służb. Niemniej Kowalski nie jest lotnisko i nie ma tak wielkich uprawnień.
W teorii można drona z wiatrówki/dwururki ale to zagrożenie dla otoczenia (i być może wyrok). Jak obecnie mogę *legalnie* i *bez stwarzania zagrożenia* przegonić/zlikwidować cudzego drona zanadto zbliżającego się do moich okien? Czy istniejące przepisy dają mi realne szanse obrony czy coś tutaj jest jeszcze potrzebne.
Może do tego programowego no-fly zone / wirtualnej siatki należałoby dodać jakaś możliwość odbioru sygnału "trzymaj się z dala od mojego okna/mojej działki" - coś jak żądanie "do not track" albo "zachowaj cisze". Wiem - brzmi jak "po moim niebie on lata" ale problem cudzych kotów/rac/helikopterków/piłek na balkonie jest realny. Siatka nie zawsze go rozwiązuje.
Rozumiem stanowisko Rysia - drony jako narzędzie oporu obywatelskiego przeciw władzy i korporacjom czyli regulacje be a drony cacy. Niemniej nie zgadzam się z tym stanowiskiem aczkolwiek z zupełnie innych powodów niż wielkie służby i korpo wietrzące terroryzm czy obywatelski opór.
Pozdrwiam Dominik
P.S. Moje sceptyczne podejście do dronów wynika głównie z obserwacji skutków marketowej pirotechniki. Za wiele rac spadło mi na balkon, czy rąbnęło tuż przy oknach. Zaczynam się zastanawiać czy propozycja diody nadającej sygnał - numer rejestracyjny drona nie byłaby rozwiązaniem problemu rac, które w razie nieszczęśliwego wypadku powodują pożar.
Myślę mniej więcej w tą stronę: wywalić całą pirotechnikę a w zamian sprężyną lub sprężonym powietrzem wyrzucać w górę diodę ze źródłem zasilania i spadochronem. To ma świecić tylko przez czas opadania, ale dostatecznie jasno by konkurować z pirotechniczną rakietą sygnałową. Niby to będzie cięższe od tekturowej czy plastikowej łuski - to jest problem. Ale w zamian może być mniejszym zagrożeniem pożarowym. No i mniej niespodzianek typu proch co namoknie. I teraz znowu wracamy do problemu bezpiecznych dronów i przepisów bo ten mój pomysł to wszak pogranicze - obiekt wznosi się w powietrze i powoli opada. Nie do końca kontrolujemy gdzie spadnie.