Chodzi za mną (z powodu końca świata i picia z preppersami) koncepcja kryptoserwerka.
Wyglada ona tak.
Siedzi sobie gdzies w ukryciu (np. zakopany w podwórzu) serwer. Jedyne, co do niego jest doprowadzone fizycznie to jakoś (jak?) dyskretnie zasilanie. Całość jest zabezpieczona przez wodą, zimnem, przegrzaniem i - opcjonalnie - EMP. Ze światem się łączy przez wifi jedynie.
Natomiast jego kryptowość polega na tym, że normalnie, jak nie pracuje, to siedzi cicho i jest nienamierzalny radiowo. Idea jest taka, że jak przyjdą źli ludzie, to go nie bedą w stanie znaleźć, o ile nie będzie akurat aktywny (kwestia aktywowania go, jak potrzebujemy jego usług, pozostaje otwarta).
Czy ktoś coś podobnego widziała/słyszał/wymyslił?
P.