On 2014-12-04 22:11, Jarosław Górny wrote:
Może tak samo znielubiliby hackerspace, gdyby musieli siedzieć w nim nie z własnej woli, tylko dlatego, że zobowiązali się zrealizować projekt za grubą kasę... i nagle zorientowali się, że hackerspace stał się po prostu firmą w której pracują, a nie świetlico-klubo-warsztatem, do którego przychodzą dla przyjemności?
Nie o tym mówię. Mówię że ktoś zrobił coś fajnego, przychodzi do niego druga osoba, mówi 'O, ale fajne, czy moge to wypchnąć na rynek?'., Zgodnie z ustalonym statutowo protokołem i podziałem przychodów.
Nie będę się rozwodził nad tym czym różnią się takie projekty od pracy. Jedną cechą jest to że się kończą, i można zrobić coś nowego. SPawn-and-die, move along. Tak jabyś zrobił Oculusa albo Cupcake'a, sprzedał tego w piździec, i poszedł robić frytki z salsą. Drugą cechą jest to że zaczynamy je dla zabawy, i jeżeli nie są zabawą, to umierają.
Jeżeli masz projekt, osobę która ogarnie finansowo, ludzików któzy go stworzyli, i zasób finansowy, to bierzesz drony, tak jak robią to korpo, żeby projekt dokończyły. Żeby wziąć za niego należne zasoby, i dać go ludziom do ręki, polepszajć tym samym the human condition. In b4 kurzweil, singularity, and Einstein's mom.
Zasada jest taka, ze jak jedna osoba ogarnięta mówi trzem w miarę ogarniętym osobom co mają robić, to produktywność (w zadanych warunkach, o które trzeba zadbać) rośnie. Taki projekt mógłby być podstawą do stworzenia _czasowej_ mikrostruktury hierarchicznej z ludzi nie będących członkami HSu, i tu pojawiłyby się bardzo ciekawe mechanizmy imvho.
To była taka złota myśl Marka Twaina w Przygodach Tomka Sawyera chyba, że każda czynność, nawet najbardziej przyjemna, natychmiast przestaje sprawiać frajdę, jak ci ktoś za nią zacznie płacić :P
Twain posuwał murzynkę z posesji obok. Liek, rly. Cenię go jako pisarza, ale nie uważam że we wszystkim miał rację. Poza tym ten tekst romantyzuje, a to co piszę jest prawie zupełnie wyzute z jakiegokolwiek romantyzmu.
Komercjalizacja projektów miałaby zajebiste zalety: członkowie dostawaliby kasę, HS by dostawał kasę, ludzie by dostawali produkt. NGOsy by dostawały kasę od HSu na pałowanie głupich decyzji polityków. HS nie miałby problemu z miejscówą. Mielibyśmy w nim zajebisty sprzęt. I wszystko to na komercjalizacji FLOSSowych projektów które rozpieprzają rynek korporacjom.
Tak, to są wszystko plusy. Jednak sam fakt istnienia tych plusów nie odpowiada jeszcze na wątpliwości -- chociażby te, które sformułowałem w poprzednim mailu. W tej chwili ta dyskusja wygląda mniej więcej tak:
spin> ej, zróbmy wspólnie projekt za kasę! ja> no spoko, ale co będzie, jeśli się w trakcie realizacji pokłócimy o tę kasę? spin> nie, no serio, zróbmy wspólnie projekt za kasę, będzie zajebiście!
Tak, dokładnie tak. Ponieważ ważniejsze jest robienie niż przewidywanie. To pierwsze jest pewne, to drugie - nigdy. Vide: prognoza pogody. Jak będziesz działał, jest realna szansa że zmienisz status quo, na lepsze lub gorsze. Jak nie będziesz działał, nie ma szansy że zmienisz status quo.
Ja widzę że status quo jest zły jak brudny jamnik, i mam ochotę poeksperymentować, więc przyjąłem pewne założenie i robię symulację :) jak już kiedyś powiedziałem: jestem za rozwiązywaniem problemów jak się pojawią. Dobrze mieć problemy, bo wiemy co można zrobić, i gdzie jest pole do udoskonaleń. Jak możesz rozwiązać problem wcześneij, to super. Jak nie, to zaczekaj aż do niego się dobijesz, i kombinuj ze zmiennymi które wtedy będą dla Ciebie dostępne.
Jak bardzo by to się różniło od startupowo-komercyjengo klimatu, i jak bardzo by to było wydajniejsze?
Tego nie wiem. Natomiast, again, to jest HS a nie startup. Ani korporacja. Ludzie zapisywali się do HSu, gdzie na dzień dobry była im przedstawiana jakaś tam filozofia jego działania. Nikt nie wspominał słowem o tym, że HS to startup. Ani korporacja.
Dla części członków HS jest fajny właśnie dlatego, że nie jest firmą. Że przychodzi się kiedy ma się czas. I robi się to, na co ma się ochotę. I jak się ma ochotę. Bez deadline'ów, których w pracy mamy po dziurki.
Nie zgadzam się, dla ludzi HS może być fajny dlatego że mają negatywne skojarzenia z firmami, z pieniędzmi, z działaniem rynkowym, nie dlatego że firmy i pieniądze są obiektywnie złe. Zły jest sposób w który operują. Chociaż zły nie jest dobrym słowem, lepszym byłoby: suboptymalny, oraz o niewłaściwych priorytetach.
I to mi sie nie podoba, ponieważ jeśli ta motywacja jest prawdziwa, to powoduje że HS jest 'safety valve' ciśnień które w innej sytuacji doprowadziłyby do działań antysystemowych z powodu megawkurwu.
W obecnym stanie, FLOSS, OSHW i hackerspaces służą systemowi, wspierają go, dając ujście frustracji członków, dając im poczucie spełniania misji, iluzje władzy i misji społecznej, jednocześnie upewniając się że mają stosunkowo mały wpływ na wydarzenia wkoło nich, i nie wchodzą w paradę startupom które są kanibalizowane przez korpo (Jak myślicie, kto kupi Organovo? ja stawiam na Monsanto). Staje się elementem Chleba i Igrzysk.
Nikt nic nie zrobił jak Makerbot się sprzedał i zaczął patentować rozwiązania wcześniej opublikowane na FLOSSowych licencjach. A jak się GNOME obesrało jak pozew trzeba było wytoczyć?
Jest cała wielka machina która próbuje z Ciebie zrobić hipisa żebyś nie działał skutecznie, i żeby pod nosem można było Ci przepchnąć cenzurę internetu, bo nic nie zrobisz, bo nic zrobić nie możesz, bo nie zabezpieczyłeś sobie zasobów kiedy był na to czas. 'Z motyką na słońce', a 'miałeś, Chamie, złoty róg'.
Ty proponujesz (tak mi się wydaje), rozkręcenie startupu w oparciu o osoby, które znasz z HSu. Ja np. nie mam z tym żadnego problemu. I niech nawet ten startup korzysta z pomieszczeń HSu. Ale może bezpieczniej (i dla startupu i dla HSu) od początku wyraźnie te dwa organizmy wyraźnie oddzielać? Nie próbować przekonwertować HSu w startup :)
Mówimy o hipotetycznym bycie jakim byłby dowolny hackerspace w przestrzeni rynkowej. Żadnych zmian w HS-WAW nie będzie, a jeśli będą, to nie moją ręką.
W swoich wypowiedziach też próbuję wyraźnie rozgraniczyć działalność komercyjną HSów od startupów, i jestem kurwa przerażony tym jak to momentalnie zostało wrzucone do jednego wora, bo to świadczy o mentalności, o postrzeganiu świata, o jebanej zahardkodowanej warstwie semantycznej:piniądz zły! Korpo złe! Gdyby tak było, dalej byśmy wpierdalali mamuty, umierali na dżumę, i srali glistami długimi jak przedramię. No, nie tylko srali, glisty ludzkie potrafią też nosem wyjść, ustami... w końcu składają jaja w płucach.
Kurwa mać, jestem makerem, robię stuff żeby przeżyć i móc zrealizować własne marzenia, sram w gacie musząc nauczyć się działań rynkowych, promocji, i całego narzutu jaki oferuje nam Państwo Polskie by pomóc w działalności. Boję się tego, nie lubię tego, i muszę to zrobić sam, albo pożegnać się z marzeniami. Bo nie ma nikogo kto by to ogarnął za mnie lub pomógł. To może zabrzmi hipstersko, ale pracując - nawet jako freelancer - nie zrozumiesz tego. Bo większość ktoś robi za Ciebie. Ja mam pracę (kind of), i lubię ją trochę mniej niż bym lubił HIVa gdybym go miał. Każda minuta w robocie którą mam to jak rozgryzanie mięsaków kaposiego i polewania dziur po nich szkłem wodnym. Ale muszę ją robić żeby nie zdechnąć z glodu, i móc wyciąć sobie kawał skóry który może mnie zabić w przeciągu kilku lat. Nie ma tu miejsca na pierdolony romantyzm i zabawę, i nie ma tu miejsca na wybór, chyba że wyborem jest zdechnąć. A czas ucieka, każdy z nas zapierdala po autostradzie do śmierci, i potem masz 50 lat i mówisz że kiedyć Ci się cośtam marzyło, ale w sumie to nie pamiętasz. Ja tak nie potrafię. Gdybym podjął taką decyzję, gdybym przez chwilę uwierzył w taką przyszłość, to by było jak w tej starej piosence dla dzieci - książka, wanna, brzytwa, ciepła woda, tak się zaczyna ostatnia przygoda.
Kuźwa a nie miało być rantu. Sorry, mam nadzieję że część z tego robi sens. Wracam do roboty :P
No robi, robi. Cześć na pewno. Jednak np. ja nadal mam dokładnie te same wątpliwości, które miałem :P
Ja nie mam czasu na wątpliwości. Zastępuję wątpliwości próbami, i obserwuję efekty, bez wartościowania ich.
Są trzy rodzaje ludzi: -Ci co uważają że szklanka jest do połowy pusta -Ci co uważają że szklanka jest do połowy pełna -Ci co wezmą tę cholerną szklankę w rękę, zakręcą wodą w środku, i dekadę później sformuują równania Naviera-Stokesa. Bo byli ciekawi.
Hm, trochę to odbiegło od pierwotnego tematu.
Chciałbym tylko żebyś zauwałył jak bardzo nieważne są te ważne rzeczy o których mówisz.