A co tam, pobawmy się,
Dnia niedziela, 8 lutego 2015 17:24:01 spin@hackerspace.pl pisze:
Nawet nie wiem, gdzie zacząć z tym zdaniem. Co rozumiesz przez "dewaluację copyright"? W jaki sposób cokolwiek, co przez to rozumiesz, "doprowadziło do propagacji YT"? Bo podejrzewam, że żyjesz w bardzo ciekawym równoległym świecie.
Lurkmoar. YT ma contentID którym identyfikuje, uwaga, content.
No zgadza się.
Nie używa go jednak do usuwania contentu obarczonego copyrightem.
Np. wypuszczonego na CC By lub CC By-SA, tak? Bo to jest też "content obarczony copyrightem". Tylko czemu Google miałoby z YouTube usuwać content dostęony na wolnych licencjach?
Jak chcesz usunąć content który jest Twoją własnością, to musisz wysłać DMCA z linkiem do konkretnego contentu.
Nom.
Jeżeli jednak chcesz znaleźć cały swój content na YT i walnąć na niego reklamę Doritos by ssać z tego kasę: nie ma sprawy.
Zgadza się.
Google świadomie narusza copyright wielu twórców, łącznie z dużymi graczami, bo generuje to tzw. revenue.
Zgadza się.
Stało się to możliwe przez dewaluację copyrightu która miała miejsce wcześniej tej dekady: Napster, eMule, torenty, rapidszery, itd. One przygotowały userbazę na szukanie i konsumpcję określonego contentu, wygenerowały popyt. Padły. bo były free, idealistyczne, i vogle vogle. Google nie jest. I to teraz monetyzuje.
Fakt, torrenty leżą i nikt z nich nie korzysta. Mało tego, nikt nie buduje nowych rzeczy na nich -- nie wiem, mogę sobie np. wyobrazić aplikację, która seamlessly łączy klienta bittorrenta z odtwarzaczem wideo, ułatwiając korzystanie z torrentów tak z over9000 razy.
Można by to jakoś śmiesznie nazwać. I wziąć trendy domenę w .io. O, co powiecie na: https://popcorntime.io/
Ale nikt tego nie napisze, bo po co, przecież nikt tego nie będzie używał. Bo nie da się zmonetyzować, czy coś.
Also, mocne założenie, że ludzie -- zwykli Kowalscy -- dawali jebanie o prawa autorskie przed Napsterem czy eMule. Założenie, które (obawiam się) nie odnajduje pokrycia w rzeczywistości.
Poza tym znów, eMule czy Napster zły, bo eroduje "copyright" i dzięki temu Google może. Przekaz: Google spoko, skurwysyńskie wykorzystywanie sytuacji spoko, ale jak ktoś pośrednio się do tego przykłada -- to gnuj.
Ja tam twierdzę, że te usługi (zderzając fikcję prawną z praktyką dostępu do kultury) przygotowują grunt pod reformę prawa autorskiego, której pierwsze jaskółki właśnie się pojawiają: https://juliareda.eu/2014/12/eu-copyright-evaluation/
Co z tego wyjdzie, trudno powiedzieć, ale jestem pewien, że znajdziesz metodę, by zmieszać to z błotem. Fire at will.