rysiek:
Swoją drogą klucze publiczne wraz z podpisami, leżące sobie grzecznie na serwerach kluczy, to całkiem niezłe źródło valid adresów pocztowych dla spammerów.
I’ll bite: so?
Ideą adresu email jest jego publiczna dostępność; problem spamu to nie jest problem tajności tych adresów czy upierdliwej dla wszystkich obfuskacji typu „foo(at)bar(dot)net” (srsly WTF‽), tylko właściwego filtrowania po stronie odbiorcy.
<anecdata>Jednego ze swoich adresów używam niezmiennie od 1996 i dostaję na niego praktycznie sam spam, ale nie mam problemu z filtrowaniem</anecdata> – działanie dobrego filra antyspamowego (np. Bogofilter albo CRM114) jest fundamentalnie zależne od tego, czy dociera do niego wystarczająco dużo spamu, na podstawie którego może na bieżąco wychwytywać trendy w zmianach wyglądu/struktury/treści takich wiadomości.
Ukrywanie adresu przed spambotami jest ryzykowne, bo jeśli faktycznie się uda, to znaczy, że filtr antyspamowy jest niewytrenowany, a wtedy jedna „życzliwa” osoba podsyłająca nasz adres spamerom potrafi załatwić skrzynkę na kilka dni.
Poza tym niestety ciągle trzeba zakładać, że część z naszych adresatów (albo ludzi, którym nasi adresaci sforwardowali maile od nas) używa zainfekowanych komputerów (*cough*OEnaWindows*cough*) wysyłających komu się da swoje książki adresowe, więc nawet przy chuchaniu i dmuchaniu adres i tak prędzej czy później wycieknie do spamerów.
BTW: Raz na tydzień zaglądam do spamboxa i sprawdzam, czy nie ma tam jakichś „false positives” – dużo łatwiej je znaleźć wśród kilku tysięcy spamów niż wśród kilkuset, bo przy posortowaniu po temacie faktyczny spam grupuje się po kilkanaście/kilkadziesiąt z rzędu, a „false positives” są pojedyncze i dobrze widoczne.
— Piotr </rant> Szotkowski