Trochę komentarzy do różnych fragmentów tej ciekawej dyskusji i moje 3gr marudzenia n/t samochodów elektrycznych i telefonów komórkowych.


2014-09-04 12:18 GMT+02:00 <nigma@sheep.art.pl>:
No właśnie wydaje mi się, że chęć koordynacji wynika bezpośrednio z
potrzeby znalezienia lepszego optimum w sytuacji, kiedy jest to możliwe.
A możliwe jest, dokładnie tak jak piszesz, kiedy pętla zwrotna jest
"luźniejsza" -- to znaczy, kiedy masz większy margines na
eksperymentowanie. I to daje się zrobić.

Stąd się biorą różne programy wspomagania nowych przedsięwzięć,
dofinansowywania ochrony środowiska czy "miękkiego lądowania" dla
bankrutujących startupów. Wszystko to ma na celu rozluźnienie tej pętli
zwrotnej, albo nawet jej przerwanie.


Na tym przykładzie świetnie widać problemy z koordynacją, do jakich pije artykuł. Masz rację, gdy pojawia się silna potrzeba i ludzi "ciśnie", pojawia się też koordynacja. W taki sposób powstały wszystkie struktury wokół nas - zauważ, że gdy "rzuci się ludzi na kupę" i zostawi samych sobie, potworzą hierarchie i formy władzy - formy wymuszania koordynacji.

Niemniej jednak, koordynacja, jeśli nie jest dobrze ustrukturyzowana, jest bardzo ciężka w utrzymaniu, gdyż działa przeciwko krótkoterminowemu interesowi każdego z osobna. Zauważ, że gdy pojawią się wspomniane programy - ochrona środowiska, bankrutujące startupy, dofinansowania unijne, etc. natychmiast wyrasta grupa defektorów - ludzi, którzy biorą te programy i wyciskają z nich kasę na szkodę wszystkim innym (łącznie z dewaluacją samego programu).

2014-09-05 8:25 GMT+02:00 Radoslaw Szkodzinski <astralstorm@gmail.com>:
zatem jeśli w jakiś sposób znajdzie się kilku ludzi skłonnych
do współpracy, mają szansę dokonać wielkich rzeczy.

*Cały artykuł* był o tym, że ten "jakiś sposób" to cholernie nietrywialna rzecz, i dlatego świat wygląda jak wygląda. Nawet jeśli znajdziesz "kilku ludzi skłonnych do współpracy", musisz stworzyć im jakieś coś (strukturę, system, dżentelmeńską umowę) co zagwarantuje, że żadnej osobie nie będzie opłacało się wyłamać pierwszej, przy okazji zawalając system.

Że ludzie to robią, robią ciągle i robią przewidywalnie jest świetnym przykładem na to, że wolna wola jest przereklamowaną koncepcją. People don't do what they think they should, they do what they're incentivized to (zacznę pisać po polsku jak ktoś mi pomoże znaleźć dobry polski odpowiednik słowa "incentive" w znaczeniu ekonomicznym).

2014-09-05 9:27 GMT+02:00 <nigma@sheep.art.pl>:
Problemem nie są ludzie. Problemem są korporacje. Korporacje są prawnie
zobowiązane do maksymalizowania użyteczności i najczęściej jest to
bezpośrednio wpisane w ich wewnętrzne przepisy i kulturę. Mają też
jedną, także prawem nadaną, funkcję celu: przynosić zyski
akcjonariuszom. Efekt widać.


Nie do końca prawda. "Maximize shareholder profit" to mit i nawet kulturowo się już od niego w Stanach obchodzi.

Niemniej jednak świetnie, że podałeś przykład korporacji, bo to jest bardzo dobra ilustracja jak system złożony z wielu jednostek może funkcjonować praktycznie jako samodzielny byt, realizujący *swoje własne* cele, a nie cele jednostek, z których jest złożony.

Wydaje się, że w amerykańskiej koncepcji "korporacje to też ludzie" jest więcej treści, niż widać na pierwszy rzut oka...
 
2014-09-05 10:09 GMT+02:00 <spin@hackerspace.pl>:
Tu się zgadzam, maksymalizacja zysków krótkoterminowych i niepodejmowanie "ryzyka" są bardzo chujowymi rzeczami ze strony korpo.

Już pomijając fakt ze opóźniają fajny R&D i nowe technologie o dziesięciolecia.

OTOH tylko oni mają kasę do sypania na R&D. Z punktu widzenia boga będącego nad społeczeństwem oczywistym jest, że korpo mogłyby się dogadać, podzielić wynikami swojego R&D i wszyscy wyszliby na tym lepiej (nie jedno odkrycie daje nowe rynki dla korporacji). Z punktu widzenia jednostek, każde korpo robi to pod swój zysk i chyba nie istnieje inny mechanizm komercyjnego R&D (nie jestem pewien jaki model biznesowy mają think tanki), więc "nowe technologie" nie są opóźnione; wychodzą dokładnie wtedy, gdy się opłaca je wypuścić.

2014-09-05 10:57 GMT+02:00 Petros <petros@hackerspace.pl>:
A i owszem, masz jak. Uniwersalna odpowiedzią na umysłową tragedię
krytyków the commons (tłukliśmy to w zeszłym roku) jest, że the commons
= współdzielony zasób + zestaw zasad ochrony i zrównoważonego
wykorzystania tegoż + społeczność nadzorująca tenże zasób.

Czyli cytując z artykułu, 

"The two active ingredients of government are laws plus violence – or more abstractly agreements plus enforcement mechanism. Many other things besides governments share these two active ingredients and so are able to act as coordination mechanisms to avoid traps.

(...)

Social codes, gentlemens’ agreements, industrial guilds, criminal organizations, traditions, friendships, schools, corporations, and religions are all coordinating institutions that keep us out of traps by changing our incentives."


Zasady i sposób wymuszania ich przestrzegania.

---

W dyskusji pojawiał się parę razy Elon Musk i Tesla Motors. Myślałem o tym trochę i dochodzę do wniosku, że to też jest świetny przykład "złotych czasów". Pojawienie się Roadstera i Tesli Model S to ten martwy wieloryb z artykułu, który opada na dno oceanu. Za dwa lata Musk planuje otworzyć Gigafactory, z której mają zacząć wychodzić ogromne masy tanich ogniw. To będzie ten moment, gdy rynek samochodów elektrycznych zostanie chwilowo wyrwany z maltuzjanistycznej pułapki, gdzie będzie dość miejsca dla każdego by zarobił (z tego co widzę, producenci elektryków już kupują, i na pewno będą w przyszłości kupować baterie od Tesli) na przeróżnych samochodach na każdym progu cenowym. Stopniowo rynek się wypełni, i...

...i wtedy zacznie się składanie ofiar Molochowi. Na początku będziemy się cieszyć, bo konkurencja na rynku powoduje, że każda zbędna rzecz zostanie wyrzucona, a każda nieefektywność zoptymalizowana. Stopniowo wszystko co się da poprawić zostanie poprawione, ale firmy na tym się nie zatrzymają. Kolejne wartości zostaną złożone w ofierze, i będziemy dostawali coraz gorsze samochody elektryczne.

Na szczęście w przypadku motoryzacji, mamy za sobą 100 lat walki z wyznawcami Molocha, w postaci całej masy przepisów oraz oczekiwań społecznych, które powodują, że samochody nie są (a przyszłe nie staną się) kompletnie gówniane. Niemniej jednak nie zdziwiłbym się, gdybyśmy za 20 lat spojrzeli za siebie i doszli do wniosku, że jednak Tesla Model S (albo jakiś inny samochód wyprodukowany niedługo po) był najlepszym samochodem elektrycznym w historii...

Spójrzmy jednak na inny przykład; rynek, w którym wyznawcy Molocha bawią się w najlepsze i nie widać niczego, co stałoby im na przeszkodzie - smartfony. Zauważcie, że każdy nowy telefon robi się coraz bardziej gówniany *relatywnie* do poziomu technologicznego. Osobiście irytują mnie strasznie segmentacja technologiczna produktów. Ot jeden model telefonu ma akcelerometr, barometr i emiter podczerwieni. Drugi ma akcelerometr, emiter podczerwieni i LTE. Trzeci ma akcelerometr, LTE i umie w karty SD. Czwarty czyta karty SD, ma akcelerometr i LTE, ale gdzieś w produkcji ktoś "zgubił" przednią kamerę. Gdzie jest telefon, który ma wszystkie rodzaje czujników?... Nie istnieje.

Dla wielu klientów lepiej byłoby kupić telefon ze wszystkimi czujnikami. Pomyślcie o developerach, którzy mogą tworzyć aplikacje korzystające na raz z wielu sensorów. Świat byłby lepszy z takimi telefonami, ale ich nie ma, bo producent zarobi więcej, jeśli zamiast tego wyprodukuje 10 różnych modeli, każdemu coś zabierając.


Jacek Złydach,
http://temporal.pr0.pl/devblog | http://esejepg.pl | http://hackerspace-krk.pl
TRC - Bringing you tomorrow's solutions yesterday.