W dniu 2015-07-26 o 23:13, Dominik
Tabisz pisze:
Nie bardzo mnie obchodzą lotniska i obiekty przemysłowe:
Tam sobie będą działać terroryści czy związkowcy - by lekkie obiekty
wyłapać starczy siatka wokół obiektu (no z wyjątkiem lotnisk) na
ciężki jakaś "stalowa kopuła" - to technologiczne wyzwanie. Być może
któryś HS potrafiłby konkurować w opracowaniu technologii z
super-duper firmą z gazety. Może nawet wejdą do akcji drony-myśliwce
czy tresowane sokoły/jastrzębie.
To właśnie przy lotniskach modele latające, czy amatorskie
bezzałogowce stanowią największe zagrożenie. Dlatego też wybryki
domorosłych pilotów koło lotnisk stanowią wodę na młyn dla
dziennikarzy i polityków, którzy ochoczo biorą się do zaostrzania
prawa, nie mając zbyt głębokiej wiedzy w dziedzinie, za którą się
biorą.
Mnie martwi zagrożenie w normalnym obszarze zamieszkania czy na
drodze. I zdaje sobie sprawę z tego, że właściwie mamy kilka różnych
zagrożeń:
1) Terrorysta / porzucona narzeczona - dron tu będzie nosicielem
jakiegoś poważnego ładunku do robienia krzywdy. Wielkość nie ma
żadnego znaczenia - może to być mechaniczny odpowiednik bat bomb -
czyli starczy rurka z fosforem na helikopterku z marketu, może być
większa petarda czy olbrzymi model niosący kilkanaście kilo saletry z
cukrem, albo też zmodyfikowane race czy inne rakiety. Jest to mniej
prawdopodobne od wygranej w totka, choć fizycznie możliwe.
Zgadza się, zwłaszcza, że koszty dużych modeli potrafią przyprawić
o zawał serca. Więc zazwyczaj na takie nie rzucają się ludzie "z
ulicy". Z tych maszyn które są w stanie wyrządzić wymierną
krzywdę, ludzie z ulicy rzucają się głównie na Phantomy, AR Drone
i podobne.
2) Idiota po piwku który przekozaczy i rozbije się o szybę czy moją
głowę. Tu może mieć znaczenie wielkość modelu czy ściślej jego pęd i
syfy jakie niesie na pokładzie.
1. W tym przypadku ze sporym prawdopodobieństwem będziesz w stanie
zatrzymać obiekt do wyjaśnienia. Tak więc z namierzeniem sprawcy
nie powinno być problemu. Powinien być w zasięgu Twojego wzroku.
2. W tym przypadku nie liczyłbym również na kontakt z modelem
latającym per se, bardziej na kontakt z amatorskim
wielowirnikowcem. Modele (w pełnym tego słowa znaczeniu) są zbyt
duże i zbyt trudne w pilotażu by w terenie zabudowanym, w dodatku
po piwku w ogóle oderwać je od ziemi w jednym kawałku.
3) Domorosły paparazzi / zazdrosna narzeczona - tu problemem jest
szpiegowanie, oraz uciążliwość dla otoczenia. Co z tego, że szpieguje
tylko sąsiadkę z walorami skoro wyje mi koło okna. W niefortunnych
przypadkach staje się też "2"
Na to, z tego co wiem, też są odpowiednie paragrafy.
4) Wypadek wynikający z jakiś awarii czy błędów konstrukcyjnych - tu
znowu wielkość i pęd elementów może mieć znaczenie dla rozmiaru szkód.
W niefortunnych przypadkach staje się też "2"
Wypadki po prostu się zdarzają. Po to właśnie mamy OC na modele od
5kg wzwyż. Nie widzę sensu dodatkowego penalizowania tego typu
przypadków.
Obecnie prawo pozwoli nam radzić sobie tylko z sytuacją "3". Gdyby
dało się rejestrować i identyfikować modele (tak jak identyfikujemy
samochody czy broń) to ściganie nierejestrowanych modeli pomogłoby
zredukować grupę "2". Argument "ale to kosztuje" jest dla mnie tylko
częściowo dopuszczalny. Nie jestem zwolennikiem barier finansowych i
nie żądam wysokich kosztów rejestracji. Przeciwnie - chcę by to było
tak tanie i tak proste jak tylko możliwe.
1. Obecnie prawo zobowiązuje operatorów modeli latających i
bezzałogowców do używania ich z dala od obszarów zamieszkałych.
Jeżeli model spadnie osobie postronnej na głowę poza wyznaczonym
terenem, to operator ma przerąbane, nieważne jaka byłaby przyczyna
rzeczonego spotkania. Tak więc, wszystkie przypadki są już pokryte
istniejącym prawem.
2. W strefie CTR bez zgody lokalnego organu ATC żaden
bezzałogowiec nie ma prawa się poderwać nawet centymetr ponad
grunt.
Na przypadki 1 i 2 potrzebujemy środków ochrony adekwatnych do
zagrożenia. Myślę, że zwykle starczy siatka ... tylko nie chcę
mieszkać w wolierze dla ludzi tylko dlatego, że ktoś sobie może kupić
helikopterek na bazarze. Z drugiej strony nie chcę w głowę dostać
szczątkami drona zestrzelonego przez jakiś system antyrakietowy.
Mamy kilka możliwości:
a) zakazać całkowicie modelarstwa lotniczego
b) zakazać puszczania modeli poza zamkniętymi halami
c) strzelać do wszystkiego co lata i obrywać w głowę spadającymi odłamkami
d) stworzyć rozsądne regulacje prawne uwzględniające bezpieczeństwo i
spokój osób postronnych
By były możliwe takie regulacje potrzebny jest sposób rozpoznawania
kto naruszył prawo. Stąd zastanawiam się nad technicznymi aspektami
namierzenia sprawcy. Triangulacja jest dla mnie nieefektywna przy
terroryście czy kimś, kto świadomie łamie prawo. Wprowadzimy ściganie
modelarzy stosujących techniki unikania namierzania to otworzymy
dopiero wielką furtkę do nadużyć - byle odbicie czy zakłócenia i
złośliwy funkcjonariusz kogoś wrobi. Wolę pomyśleć o jakiejś
rejestracji, którą widać i jest w centralnej bazie danych. Problemem
jest *jak* oznakować taki mały obiekt, by szło go rozpoznać/namierzyć.
1. Technicznie, nawet takie maleństwo jest w stanie wyłupić Ci
oczy:
http://www.horizonhobby.com/products/blade-mcp-x-bnf-BLH3580.
Ze względu na wymagania stawiane względem potencjalnego pilota,
niewątpliwie jest to już model, nie zabawka.
Czy takie maleństwo też powinno podlegać rejestracji? Jesteś w
stanie określić granicę rozmiaru/masy startowej/dowolnej innej
miary obiektu latającego, od której istniałby obowiązek
rejestracji?
Dla przykładu, obecnie od operatorów bezzałogowców (czy są to
modele, czy drony - nieistotne) powyżej 5kg masy startowej jest
wymagane ubezpieczenie OC. W przypadku zastosowań komercyjnych
jest wymagana licencja operatora jak również OC, niezależnie od
masy startowej.
2. Co w przypadku solidnego "kretobicia" modelu? Czy jest jakiś
charakterystyczny element który definiowałby tożsamość modelu? W
przypadku broni palnej jest to każda "istotna część broni", taka
jak np. zamek, która musi być numerowana. W swoich modelach nie
znalazłem żadnego elementu, który mógłby określać tożsamość.
Czasem (a w przypadku modeli śmigłowców zwłaszcza) zdarza się, że
w modelu od pierwotnego złożenia zostały wymienione wszystkie
elementy. Czy taki model/bezzałogowiec wymagałby ponownej
rejestracji?
Rozumiem argumenty, że cena ... w części uważam je za zasadne ale
tylko o tyle o ile cena jest zaporą dla kogoś, kto chce bezpiecznie i
legalnie puszczać modele. Z drugiej strony rejestracja na motocykl też
kosztuje ale w zamian pozwala odróżnić ten 1% przestępców od
porządnych użytkowników dróg. Niech będzie jak najtańsza ale powinna
być.
Pozdrawiam
Dominik
_______________________________________________
General mailing list
General@lists.hackerspace.pl
https://lists.hackerspace.pl/mailman/listinfo/general
Moim zdaniem problem leży nie w niedookreśleniu prawa, tylko:
- W braku edukacji i wyobraźni niektórych domorosłych pilotów.
Ludzie nie wiedzą jak niebezpieczne są ich zabaweczki, jak i te
należące do modelarzy. Pamiętam sytuację gdy kolega (vice mistrz
polski F3N) ćwiczył program na zawody, ja musiałem podbiec by
zabrać dziecko sprzed nadlatującego modelu. Rodzina tego dziecka
stała 15 metrów dalej nieświadoma zagrożenia, pomimo sporego
hałasu generowanego przez śmigłowiec. Otrzymali solidną burę, ale
mimo to odnoszę wrażenie, że mój komunikat do nich nie trafił.
- w zbyt łatwej dostępności wynalazków typu AR Drone czy Phantom,
którymi dzięki zaawansowanym autopilotom jest w stanie sterować
nawet dziecko. Łatwość dostępu okazała się bronią obosieczną.
O ile sam obowiązek rejestracji (jeżeli dotyczyłby modeli
sensownej wielkości) nie byłby wybitnie uciążliwy - o tyle nie
jestem przekonany co do jego skuteczności. Jest dla mnie po prostu
niepraktyczny.
W tej skali zbyt łatwo byłoby podmienić numer rejestracyjny.
Jeżeli oparlibyśmy się na numerach seryjnych - których większość
modeli składanych samodzielnie, czy to z zestawu, czy własnej
konstrukcji, nie posiada. A jeżeli posiada - numer ten zazwyczaj
łatwo usunąć z etykietą. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie
policji sprawdzającej obecność numerów seryjnych napotkanych przez
siebie modeli/bezzałogowców podczas nawet rutynowej kontroli.
Z tego samego powodu druga korzyść wynikająca z rejestracji -
zwiększona szansa na odzyskanie skradzionego modelu - ma marne
szanse na zaistnienie.
Istnieje druga możliwość - wprowadzenie amatorskich licencji dla
modelarzy. Gdyby ich zdobycie wyglądało podobnie jak licencji
radioamatorskich (co przerabiałem w praktyce) - nie byłoby to aż
tak uciążliwe. Byłoby jednak podobnie nieskuteczne, bo:
- "Dron" nadal może wpaść w niepowołane ręce.
- Kto miałby sprawdzać ważność tych licencji i w jaki sposób?
W przypadku broni palnej obowiązek rejestracji nie powoduje, że
broń nie może wpaść w niepowołane ręce. Pozwolenia na broń palną
powodują, że broń trafia przede wszystkim w niepowołane ręce.
W przypadku dronów sytuacja będzie podobna, a modelarze oberwą
rykoszetem trafiając do jednego worka z domorosłymi pilotami
Phantomów czy AR Drone'ów.
Podsumowując,
- Nadmierna regulacja jest gorsza niż jej brak, nadgorliwość jest
gorsza od faszyzmu,
- Edukacja, edukacja i jeszcze raz edukacja.
--
Pozdrawiam,
Lech Perczak
leon.master@gmail.com
No i byłbym zapomniał. Przyjrzyjcie się proszę sytuacji za oceanem,
"AMA vs FAA case", czyli tamtejszej gównoburzy wywołanej przez
podobnych idiotów, jak tych z Polski sprzed paru dni. FAA miała w
planach tak dalekie zaostrzenie prawa, że w praktyce skończyłoby się
to delegalizacją modelarstwa lotniczego.